wtorek, 4 maja 2010

Za mały ogródek, a w dodatku "S" (wstępu cz.3)

Decoupage'owe kalendarze - sprzedane.

Zatem zgodnie doszliśmy do wniosku, iż jednak tonę w szarzyźnie. Teoretycznie nie powinno mi to przeszkadzać - szarość zrównuje poziomy, zaciera granice - pławiąc się w oceanie szarości nie jestem ni gorsza ni lepsza od innych spławików (czyt. tonąc w kałuży cementu każdy ma równie daleko od brzegu). I może zadowoliłabym się uprawianiem własnego, małego ogródka i pochwałami od rodziny i znajomych, gdyby nie dane mi było poznać alternatywnej wersji mego istnienia...

Sprzedana.

Kilka tygodni temu szukając w sieci informacji dotyczących techniki Art Clay (jako, że wśród nieskończonej długości listy mych "artystycznych" zainteresowań i działań jest również wyrób biżuterii) natknęłam się na "S"... Początkowo było to niegroźne zafascynowanie jej wyrobami - romantyczną ale z pazurem, bardzo misterną, kunsztowną biżuterią za srebra i kamieni szlachetnych. Filigranowe wisiory oplecione drobniutkimi kwiatami z iskrzącymi spomiędzy listków fragmentami granatu... Duże kolczyki zdobne w oksydowane bratki i języczki srebrno-brązowego (w sensie brąz-kruszec) ognia... Elfickie medaliony z miniaturowymi drzewami dębu okalającymi płonące światłem kryształy (nota bene muszę sobie kupić jakąś książkę o gemmologii, coby używać fachowych nazw, a nie "literackich zastępników"). Po prostu dech mi zaparło. Pomyślałam, że jeśli kiedyś będę robić biżuterię Art Clay to chciałabym, żeby tak wyglądała - żeby efekt mojej pracy był równie imponujący - oryginalny, szczegółowy, harmonijny i świeży. Oczywiście zaraz po tym jak odzyskałam "dech" wpadłam w takiego doła (co dla mnie typowe - bo wszak jak tu nie mieć depresji, kiedy ktoś robi coś w naszym mniemaniu o tyle piękniejszego od naszych wyrobów), że Drako wyciągał mnie zeń przez tydzień przy użyciu wszelkich mu znanych i eksperymentalnych sposobów. Wtedy to okazało się, że pozornie "niegroźna fascynacja" może mieć baaaardzo poważne powikłania...

(nie zamieszczam zdjęć wyrobów "S", gdyż po pierwsze są chronione prawem autorskim, a ja nie mam zamiaru wykupywać licencji, po drugie wolę by w waszej wyobraźni istniały jedynie za pośrednictwem moich opisów, gdyż wtedy - mam nadzieję - moje własne prace objawione wkrótce wizualnie a nie tylko ligwistycznie za pośrednictwem fotografii zrobią na was większe wrażenie :))


Sprzedane

Brak komentarzy: