sobota, 1 maja 2010

First things first

Pierwszy maja to chyba dobra data na start. Święto pracy. No, trzeba się będzie napracować przy tym blogu. Albo raczej odwrotnie – ten blog ma być o ciężkiej pracy. Założenia? – „od zera do bohatera” – a to wymaga niewątpliwie wiele „potu i łez”. Już tłumaczę bardziej szczegółowo i po ludzku:

Jestem sobie – powiedzmy szczerze (i wiedzmy, że to szczerość, a nie ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła) – raczej całkiem przeciętna. No może nie całkiem – poza zupełnymi przeciętnościami, jak: skończenie studiów na polonistyce, interesowanie się muzyką, filmem i teatrem, czytaniem książek, posiadanie rodzeństwa i kota i męża i dziecka etc. – mam (i tu znowu robimy ukłon w stronę szczerości) nieco talentu. Nieco. To znaczy nie na tyle mało, by go nie zauważyć, ale nie na tyle dużo, by ogólnie był zauważalny. Talent mam i manualny (szycie, decoupage’owanie, lepienie, rzeźbienie, malowanie...) i techniczny (projektowanie i wykonywanie np. mebli) i graficzny (grafika komputerowa) i literacki (zgodnie ze stereotypem jakaż dziewczynka z polonistyki nie pisze, nie pisała, lub nie będzie pisać wierszy?... ) i aktorski (dyplomy, wyróżnienia, brawa brawa brawa) i tylko muzycznego chyba nie mam za grosz, choć kiedyś próbowałam śpiewać w pewnej kapeli (czego jednak po usłyszeniu się na nagraniach postanowiłam kategorycznie zaprzestać). Dowody owych mych talentów wszelakich będą się pojawiać między akapitami niniejszego wstępu.

"Witraż dla Basi" - malowany na szkle farbkami witrażowymi

(jako sceptyk i znawca współczesnej "błyskawicznej, minimalistycznej kultury obrazkowej" zakładam, że nie lubicie długich postów, toteż zdecydowałam się dawkować ów wstęp w krótkich odcinkach - zatem - ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy: