niedziela, 18 lipca 2010

Fotograficzno-filozoficznie

Do szału doprowadza mnie robienie dwa razy tego samego... niestety na tym właśnie polega samodoskonalenie – na powtarzaniu tego samego, nie dwa ale tysiąc razy... cóż za absurdalne marnotrawstwo czasu w imię doskonałości! Zawsze mnie to bolało – doskonałość (jak i piękno) (co zresztą od pradawnych wieków wiadomo) są bezczasowe (lub jak mówiły panie polonisty w szkole- „ponadczasowe”) – z swych właściwości (jak wszystkie idee) rozpuszczone w wysublimowanym oceanie wieczności... jakaż szkoda, i jakiż uszczerbek w tym „najpiękniejszym z możliwych światów” niesie fakt, iż „robotnicy doskonałości” (czyli min. JA) są jednak (antypoetycko ujmując) boleśnie nabici na bardzo realną i namacalną „strzałę czasu”, która ma równie realne i namacalne: początek, długość i koniec. Nienawidzę się powtarzać, a jeszcze bardziej nienawidzę mieć świadomości, że to czego nienawidzę jest niezbędne do osiągnięcia mych celów. Tak, tak – wpadłam w filozoficzny nastrój – świat to diabelski młyn napędzamy wzajemnie się motywującymi pożądaniem i nienawiścią (z założeniem determinacji jako środka rozrusznikowego)...

(Nota bene ostatnio w „Świecie nauki” czytałam bardzo ciekawy artykuł filozoficzno-fizyczny traktujący o problemie być-możnej bezczasowości wszechświata. Niektórzy naukowcy twierdzą, iż czas jest jedynie konstruktem myślowym określającym korelacje między danymi zjawiskami, dzięki któremu łatwiej nam o nich mówić – jest czymś w rodzaju waluty, która sama w sobie nie posiada żadnej wartości, ale scala rynek – określa różnice między wartościami poszczególnych produktów (określa a nie nadaje). Zatem być może powyżej utyskiwałam tak właściwie nie na „architekturę najlepszego z możliwych światów” (w którym czas należy tracić, by osiągnąć „ponadczasowość”...) lecz na „matactwa” filozofów i uczonych, którzy „stworzyli czas”, by humaniści, literaci i szarzy robotnicy mogli nad tym boleć... Uwielbiam egzystencjalne teorie spiskowe! Ciekawskim – polecam – „Świat nauki”, lipiec 2010, Pruszyński Media. )

A wszystko to za sprawą biżuterii (jako że, jakby ktoś jeszcze nie zauważył, biżuteria jest podstawą rzeczy wszelakich i bytu wszelako kobiecego) i wizażu – bo wzięłam se do serca rady wizażanek, że na zdjęciach mych produktów jest „za bardzo naćkane” i tło „zagłusza” dany artefakt (co racja to racja) i postanowiłam obfotografować wszystko raz jeszcze.... - a jak już się żaliłam – z całego robienia biżuterii najbardziej nie lubię robić zdjęć... co nas jednak nie zabije to nas wzmocni.
Macie efekty: (mam nadzieję, że zadowalające, ja się jeszcze nie umiem ustosunkować, bo jestem zbyt zła z okazji filozoficznego problemu tracenia czasu na rzecz doskonałości ;) – pierwsze wersje zdjęć umieściłam w poprzednich postach – znajdziecie je tutaj i tutaj)

"Meduzy/Meduses"

"Meduza/Medusa"

"Smutna Marianna"

Od góry: Weronika i Zuzia

"Perłowa rosa/Pearl dew"

"Jesienna wiosna/Autumn-Spring"

Od góry: "Afrykańska kawa/African coffee" i "Cafeavangarde"

I niespodzianka - prawie sobie o nich zapomniałam :) - już dawno temu zrobione (podczas mej pierwszej Artclay'owej próby) dwie zawieszki - "Kawowe sedno/Coffee essence" (muszę, się przyznać iż pierwotnie był kolczykiem - zrobiłam komplet - naszyjnik "African coffee" i do niego wiszące kolczyki... jednakże gdy założyłam je po raz pierwszy wychodząc na miasto... - wróciłam już w jednym i choć przeszłam całą drogę jaką przemierzyłam tamtego przedpołudnia, niestety drugiego kolczyka nigdy nie odnalazłam :( to też ten ocalały (aby nie było mu smutno) przerobiłam na zawieszkę (gdyż zawieszki jak wszystkim wiadomo nie potrzebują pary do szczęścia ;)) oraz "Jesienny talizman/Autumn enchant"



Na "ostatni koniec" postanowiłam jeszcze dorzucić zdjęcie mej profesjonalnej pracowni fotograficznej z profesjonalnym tłem (szary papier), profesjonalnym statywem (pudełko po butach Draka) i profesjonalnym oświetleniem (okno) :)

Brak komentarzy: