
Muszę się pochwalić, że moje korale nabyła tam sama Anna Polony! Dzięki temu miejscu zdobyłam również biżuteryjną renomę międzynarodową – dwa lata temu przemiła para starszych Anglików w okresie świątecznym zrobiła zakupy moich wyrobów dla żeńskiej części całej rodziny (zgarnęłam wtedy jednorazowo chyba z 300PLN – taki utarg ze „zwyklaczków” to całkiem niezłe osiągnięcie – wierzcie mi), a rok później w wakacje wrócili, by dokupić jeszcze małe co nie co (oczywiście zostali potraktowani z odpowiednim uśmiechem i rabatem :) Teraz już „zwyklaczki” nie schodzą tak ładnie jak kiedyś (za dużo się takiej biżuterii narobiło przez te trzy lata), ale wciąż (jak na razie) są głównym źródłem mych biżuteryjnych dochodów. Toteż zostawiwszy Małą Marudę z tatusiem spędziłam dzisiejsze przedpołudnie „uzupełniając stany” (bardzo mi się podoba to sformułowanie z fachowego słownika handlowego ;) i aranżując nową „przestrzeń wystawową” (kolejna lingwistyczna gwiazdeczka!) z ramki (odpowiednio podrasowanej akrylową złotą farbką) po jakiejś starej reprodukcji i oklejonego materiałem (resztki po szyciu obicia na kanapowy materac) styropianu (pozostałości z ocieplania dachu) :)

Na takowoż zaaranżowanej „nowej przestrzeni wystawowej” postanowiłam umieścić ostatnio powołane do życia ceramiczne naszyjniki. No to wyścig czas zacząć! Gdzie się szybciej sprzeda – w realu (sklep CASIO ul. Krowoderska 9 w Krakowie) czy w wirtualu (Galeria DecoTrendy, Alterszafa)?!Tik, tak, tik, tak, tik, tak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz