środa, 29 września 2010

Oddech zimnych Świąt i 40 rozbujniczek

Wczoraj wychodząc po bułki, po raz pierwszy tej jesieni poczułam ów mroźny zapach w powietrzu – oddech zbliżającej się (na paluszkach, w szronnie-koronkowej sukieneczce do fioletowych z przemrożenia kolanek...) zimy. A w sekundę później miałam w ustach posmak piernika i zapach goździków z grzanego wina w nozdrzach... Ach te Proustowskie magdalenki... Uwielbiam, gdy Święta zaczynają się tak wcześnie – bo taka prawda, odkąd płuca wypełni nam ów magiczny, kujący, drażniący, mroźny oddech zimy (choć liście jeszcze na drzewach, a ciepłe płaszcze głęboko w szafach) nie możemy opędzić się od zapachu ciast i błyszczą nam w oczach choinkowe lampki... A piszę to w liczbie mnogiej, a nie pojedynczej świadomie i z pełną odpowiedzialnością – wiem, że też tak macie – wiem na pewno, gdyż po powrocie z bułeczkami, zaszywszy się z kawą na wizażu znalazłam właśnie kiełkującą Wymiankę Mikołajkową. :) Ach te dreszczyki emocji nowicjuszek!... ;) Oczywiście z racji zbyt krótkiego stażu i niewystarczającej ilości postów (jako osoba niezmiernie towarzyska wolę pisać bloga niż narażać się na ewentualną konwersację przeważnie równą kontrargumentacji, która z doświadczenia i tak donikąd nie prowadzi... ale staram się z tym walczyć... pomińmy) nie kwalifikowałam się jako uczestniczka, ale... I tu wracamy do mądrości przysłów – „chcieć to móc” – toteż asertywnie (jakżeż ja uwielbiam to absolutnie kretyńskie sformułowanie godne goldenlinowców, speców od PRu i prywatnych trenerów osobowości) zgłosiłam się – że choć teoretycznie nie mogę, to chcę, bardzo chcę i czuję klimat Świąt i mam własny wątek, i choć jestem początkująca to zdolna i pracowita i odpowiedzialna i można na mnie polegać i I do my best i mnie, mnie, wybierzcie mnie! (Czasami naprawdę zaskakują mnie moje własne, utajone gdzieś głęboko pokłady entuzjazmu). Zali któż mógłby się oprzeć zgłoszeniu naładowanemu tak pozytywną energią?! Wszak oczywistym było (kryguję się kryguję) że przyjmą mnie z otwartymi ręcami i jeszcze docenią i pochwalą i pogłaszczą i w ogóle (a najbardziej to w ogóle). Toteż jestem – uczestniczę w mej pierwszej Mikołajkowej (i pierwszej w ogóle) Wymiance! :) Zasady są prościutkie ( a przynajmniej takie się wydawały z początku – ale o tym za chwilkę) wśród zgłoszonych (i przyjętych) do wymiany biżuteryjek następuje losowanie (losuje organizatorka wymianki) i jak za starych, szkolniackich czasów, każdy wylosowuje kogoś i zgodnie z wcześniej podanymi przez tę osobę preferencjami ma wykonać dlań mikołajkowy prezencik biżuteryjny (w technice, w której tworzy „na co dzień”). Czyli np. ja podałam, że pragnęłabym z całego serca otrzymać „smukły naszyjnik, długość 44cm, w ewentualnych kolorach fioletu lub zieleni” – proste? Proste. (w teorii) każdy może zatem otrzymać to co chce, a jednocześnie twórca ma dosyć szerokie pole do popisu (czyt. do wyrażenia siebie w swojej technice, w swoim stylu) Ale jak się zbierze ponad 40 bab to żadna prosta rzecz nie może ostać się prostą... I się zaczęło - że ta chce dokładnie takie, frywolitkowe z motylkami i gwiazdeczkami, a ta chce tylko takie z kotkami szklane, a ta chce koniecznie zawijane i ze srebra i nie chce broń boże zwyklaczków, które się robi krócej niż 3 godziny, a w ogóle to byśmy dorzuciły jeszcze coś poza biżuterią, bo jak ktoś nie umie zrobić kolczyków takich a takich to może się obronić decoupagowym serwetnikiem, albo własnoręcznie upieczonymi ciasteczkami, albo zróbmy podział na grupy zaawansowania, albo na techniki, albo niech każda napisze przez kogo chciałaby zostać wylosowana, albo, albo, albooo... I znów poczułam się dokładnie jak w szkole (a zbyt serdecznych wspomnień z żadnej szkoły nie mam). Chciałam przetłumaczyć kucharki – „gdzie kucharek 6 tam nie ma co jeść” – na biżuteryjki – „gdzie biżuteryjek z czterdzieści tam.....” – ale nie mogę nic zrymować ;) (czekam na propozycje w komentarzach!!!! Jak któraś mi się szczególnie spodoba zostanie nagrodzona drobnym prezencikiem!!! :) Wciąż jestem zachwycona, że biorę udział w tej wymiance i w sumie mało obchodzi mnie co dostanę (choć tak bez ściemy – wszak ja też nie jestem święta ;) – po ostatnim spotkaniu biżuteryjnym marzy mi się coś wire wrappingowego...) – mam nadzieję, że ja wylosuję jakąś wymagającą, aczkolwiek „skromną w preferencjach” kobitkę, której będę mogła zrobić najpiękniejszy biżuteryjny artefakt, jaki do tej pory nie wyszedł jeszcze spod paluszków mych – i mam nadzieję, że będę mogła zrobić to dla kogoś, ale po swojemu i ktoś będzie szczęśliwy, że dostał coś ode mnie, a nie tylko coś ładnego, takiego jakie sobie wymarzył co do najdrobniejszego szczególiku... a jak wylosuję „frywolitkowe kwiatuszki z motylkami i gwiazdeczkami” to się zastrczelę ;)

Idę zaczerpnąć nieco świeżego powietrza – może wróci Duch Świąt...
Losowanie ofiar 14 X

2 komentarze:

ew pisze...

A ja się cieszę, że dziewczyny cię "dopuściły" :) ...może mnie wylosowałaś? ;)

zuzannasofia pisze...

Ja również się niesamowicie cieszę, że zostałam dopuszczona hehe... ale kogo wylosowałam to na razie słodka, mikołajkowa tajemnica... ;) ciekawe kto mnie wylosował hmmm... :)