sobota, 18 września 2010

Światełka po drugiej stronie światłowodu

Był taki odcinek Housa (a wiadomo, że jest to serial o istocie wszechrzeczy), w którym leczył blogerkę... – pomijając już, że laska nie rozstawała się z laptopem (teks do męża – „chcesz mnie lepiej poznać – czytaj bloga” – nota bene to rzeczywiście trochę irytujące, że mężowie (a przynajmniej nasi dwaj) w ogóle na blogi nie zaglądają – jakby się można było na nich zarazić jakimś wirusem komputerowym...), pozostawiła swoim czytelnikom decyzję co do wyboru rodzaju zastawki jaką miała mieć wszczepianą... – ogólnie rzecz biorąc „ona jakaś dziwna była” (ta blogerka), ale zastanowiło mnie (wtedy) jej uzasadnienie dlaczego tak maniakalnie bloguje – otóż: (cytat nie dosłowny, ale ujmujący sedno) bo to cudowne i zdumiewające, że zawsze znajdzie się – tam gdzieś – ktoś, kto lubi to co ty, nie cierpi tego co ty, był lub jest w sytuacji w jakiej teraz się znajdujesz i rozumie (lub przynajmniej jemu/tobie się tak wydaje) co właśnie przeżywasz (tłumacząc na moje: zachodzi interaktywna złudna rzeczywistości, w której towarzyszące jesiennej depresji poczucie totalnego osamotnienia niwelowane jest przez wrażenie otaczających nas życzliwych, miłych, sympatycznych i empatycznych osób (just like us!) które bezinteresownie chcą cię pocieszyć, wesprzec, pomóc i doradzić... – taka internetowa fata morgana z szampanem w oazowym źrudełku). Od razu mi lepiej jak sobie troszkę posarkazmuję ;) A teraz szczerze i poważniej dodam od siebie: najlepsze jest jednak to, że te wszystkie osoby patrzą na nas z dystansem, którego nam, lub naszym bliskim zbyt często (z racji położenia emocjonalno-przestrzennego) brakuje. Perspektywa – drodzy państwo. Tu chodzi o perspektywę! Tę magiczną „interakcję” ludzkiego oka i trójwymiaru , dzięki której jedne rzeczy olbrzymieją, gdy inne staja się maleńkie i zaczynamy niemal zauważać zakrzywienia czaso-przestrzeni... Przykład – gdy zbyt usilnie wpatrujemy się w lut, chcąc go niemalże roztopić siłą naszego wzroku (po cichu - w myślach aż postękujemy ze skoncentrowania – ten jednak wcale nie chce zmienić swojego stanu skupienia, lub jak już zmieni to rozlewa się w zupełnie opacznych kierunkach...), niedostrzegamy (po pierwsze swej niedouczoności i amatorszczyzny, a po drugie: ), że wielkości elementów jakie chcemy ze sobą zlutować zasadniczo się od siebie różnią. (Problem, który przy kuleczkach z natury niemalże identyczności kuleczek – nie istniał) I tu – na szczęście! - okazuje się, że Hausowa blogerka miała rację – na szczęście! – są ludzie, którzy nas rozumieją, doświadczyli tego co my, chętnie służą radą i pomocą i... na szczęście! – mają inną perspektywę, która pozwala im dostrzec różnorodność kształtów i wielkości lutowanych przez nas elementów! :) Co więcej, ci życzliwi „oni” (the others...) od razu, nie czekając (i Bogu dzięki!) na nasze skomplikowane procesy myślowe (które nie zawsze zachodzą), których wynik możne nie równać się zaobserwowanej i wyrażonej wcześniej oczywistości – zwracają uwagę, iż za wielkością elementów idzie czas potrzebny do ich porządnego nagrzania (mniejsze nagrzewają się szybciej i łatwiej, większe znacznie wolniej i żmudniej), a co za tym znów idzie – różnie nagrzane elementy różnie reagują (bądź nie reagują) na „lutowanie” (zwłaszcza amatorskie i początkujące). Błysk! Światełko w tunelu! Mignęły złote włosy Izoldy...

A poza tym dobrze jest usłyszeć bezinteresowne, zdystansowane, spontaniczne, proste (i dzięki temu mój sceptycyzm wycofuje się przed głębokim przekonaniem o szczerości intencji...) – „nie poddawaj się!” Daleka droga przed Tobą, ale się nie poddawaj.
Dzięki.
Palnik w dłoni.

3 komentarze:

maura sarabeth pisze...

już się nastanawiałam czemu nie piszesz ;) mam nadzieję, że poszło idealnie i wkrótce pochwalisz się gotową Izoldą :)

btw, na tym się już nie znam, ale zajrzyj do ustawień na bloggerze, bo Twój post pokazał się dopiero dzisiaj, a jest z 18 września ;>

Anonimowy pisze...

Podziwiam Ciebie, twoje podejście i Twoje prace. Nie moge się doczekać aż zobacze Izoldę. Tymaczasem zapraszam do mnie po niespodziankę http://moje-imaginarium.blogspot.com/2010/10/kilka-sow.html

zuzannasofia pisze...

Dzięki wielkie!
Maura - wstyd się przyznać ale nie mam problemów z bloggerem - mam problem z brakiem czasu - nie mam kiedy wrzucać postów do netu - stąd te haniebne zaległości i miszmasz w datach! Ale postaram się jak najszybciej ponadrabiać :) pozdrawiam i liczę na wyrozumiałość ;)