środa, 22 września 2010

Zlot czarownic (cz.2)

Tymczasem w toku mej spotkaniowo-retrospektywnej opowieści nadszedł czas na prezentację wyrobów własnych... (Pomijając wzajemne uprzejmościowe i zwyczajowe zachwycanie się wszystkim do granic możliwości i niemal omdlewanie z zachwytu nad każdym szczegulikiem, dostwanie spazmów ekstazy podczas dotkania kolejnych wyrobów itd. itp. itd....) twórczość niektórych biżuteryjek podziwiałam już wcześniej na wizażowych wątkach i... zrewidowałam swoje zapatrywania co do tego, że zdjęcia biżuterii są zdradliwe, gdyż przeważnie później rzeczywistość nie jest w stanie sprostać wywołanym przez nie oczekiwaniom (po ludzku – że biżuteria zawsze jest piękniejsza na zdjęciu niż w dłoni...) Błąd, błąd, błąd – proszę Państwa – błąd! Zdjęcia być może są bardziej „klimatyczne” (chcąc nie chcąc tło i światło zawsze robią jakiś nastrój) ale realna możliwość podziwiania misterności szczegółu symultanicznie z harmonią całości – niezastąpiona. Zwłaszcza, że na spotkanie zleciały się biżuteryjki nie byle jakich lotów (profesjonalistki – ResurrectionOfHappiness – i „zaawansowane amatorki” – min.: Lookrecya, ggagatka, marisella, loquacee (błagam wybaczenie jeśli kogoś nie wymieniłam...) toteż można było pooglądać i podotykać rzeczy naprawdę na co dzień niespotykane w sklepach (ani jubilerskich ani handmade’owych) i naprawdę docenić (już pomijając zwyczajowe och, i ach i ulala) precyzję wykonania (choć „nic dwa razy się nie zdarza” jednakże można zrobić kolczyk, który jest idealnym odbiciem swojego brata w parze.... – widziałam na własne oczy!)
Kolczykowe klony ResurrectinOfHappiness. Respekt, podziw, zachwyt.

...dokładność, cierpliwość, pracowitość, wytrwałość... A czar polega właśnie na tym, że od razu magiczny artefakt można przypisać do twarzy i zobaczyć i uwierzyć, że to ludzkie ręce zrobiły! (choć ja tam wszystkie je i tak o magie posądzam). Miażdżące wrażenie (zwłaszcza jeśli chodzi o wire wrapping

Wire-wrapowe kolczyki lookrecy'i

– do tej pory trochę „olewałam” tą technikę, bo wydawała mi się absolutnie nieziemska – przeca człowiek nie może tak siedzieć i zawijać i zawijać i zawijać... – nie to nie na ludzkie nerwy jest...)

Samo życie :) - zaczerpnięte z obłędnego, rysunkowego bloga Sponiewierany Ołówek.

...ale też budujące (bo co – ja takich ładnych nie zrobię?!) I nagle się okazało, że wśród obcych ludzi, w nieznanym domu, sama – bez żadnej pomocy ni wsparcia kogokolwiek już wcześniej zapoznanego i oswojonego (normalnie takie połozenie wywołuje u mnie emocjonalne drgawki i migotanie przedsionków) – siedzę zrelaksowana (aczkolwiek podekscytowana), popijam kawę (z kubka mocno trzymanego wszystkimi palcami - toteż żaden nie odstawał elitarnie-ekstaragancko jak kosmicia antenka), pytam: a skąd się bierze lut w proszku (jako że lutowania czarcia praktyka wciąż w centrum mej czeladniczej uwagi), słyszę wśród wdzięcznego (i dźwięcznego) śmiechu: a to już tajemnica zawodowa! – i czuję się jak wśród starych, dobrych znajomych, którzy się kopę lat nie widzieli. Czuję się dobrze. Jak dobrze tak dobrze się czuć wśród ludzi! Nawet jeśli zamieszana jest w to magia... lub chociaż nieco alchemii...

Ale nie samym czytanie żyje człowiek! - Cobyście mieli posmak tego com przeżyła zapraszam do oglądactwa biżuterii spotkanych biżuteryjek na ich wątkach wizażowych – linki poniżej:
ResurrectionOfHappiness
lookrecya
ggagatka
marisella
loquacee
Martva
KamilaL

Delektujcie się! :)

2 komentarze:

Moccate. Biżuteria ślubna pisze...

Witam serdecznie nową koleżankę z Forum :) Podczytuję sobie od pewnego czasu Twojego bloga i robię to z coraz większą przyjemnością, dlatego też przyznałam Ci wyróżnienie :) Po odbiór zapraszam na bloga:
http://olga-handmade.blogspot.com/2010/10/wyroznienia.html

zuzannasofia pisze...

Pięknie dziękuję! Zapraszam do dalszego zaglądania i komentowania :)