poniedziałek, 27 września 2010

Izolda o białych dłoniach

Wiem, że od pewnego czasu macie wrażenie, że więcej ględzę niż robię, ale... na swe usprawiedliwienie mam tylko jedno słowo - zlutowałam. Dzięki Wam zlutowałam! Trochę mi to zajęło - spaść z wyżyn samozadowolenia po lutowaniu kuleczek – posypać głowę popiołem – poddać się – poddać się waszym sugestiom – próbować, próbować, próbować – poddać się – odczekać kilka dni (również za waszą sugestią) – zlutować! Choć od razu po przeczytaniu komentarza Maury starałam się mocniej podgrzewać dużą bazę – nic z tego nie wychodziło. Zawiniła wrodzona ostrożność (i próżność) – byłam tak zadowolona z owej bazy naszyjnikowej, że chuchałam na nią i dmuchałam (oczywiście w przenośni) i podgrzewałam ale tak ostrożnie i delikatnie i subtelnie i z bojaźnią, że równie dobrze mogłabym próbować usmażyć jajko za pomocą suszarki do włosów... I w takich właśnie chwilach niezastąpiony jest stan wku... ...rzenia – kiedy wszystkiego ma się już serdecznie dosyć, miotałoby się o ściany wszystkim co jest w zasięgu ręki, a jeśli ma się w ręce akurat palnik trzeba być baaaaardzo wytrzymałym, aby nie poddać się pokusie piromaństwa. Ja się poddałam :) no - po części – zamiast spalić dom nareszcie z wściekłością porządnie przygrzałam tą nieszczęsną izoldową bazę i okazało się – okazało się, Proszę Państwa, że się da! Że jak się trochę ten palnik na najwyższych obrotach i na największym wkurzeniu przytrzyma, to można rozżarzyć tak duży element AC do koloru pięknie pomarańczowego ( a wtedy przytyka się mniejszy srebrny element, który nagrzewa się o wiele szybciej, przykłada się lut, bo lutuwką wcześniej wszystko się już pomazało, podgrzewa się nieco i – czary mary – zlutowuje się!). Mauro dzięki! Anonimie dzięki! Adrenalino dzięki! Choć adrenaliny (czyt. wkurzenia) nie wystarczyło mi na tyle, by chwycić byka za rogi (tudzież rozgrzany palnik za gorący uchwyt) i zlutować Izoldę... – tą prawdziwą. Mea culpa – choć tak bardzo ucieszyłam się, że „da się zlutować” jednocześnie (i z czystym sumieniem zwalam to na karb jesiennej depresji) przeraziłam się, że może to tylko przypadek – zlutowanie jednorazowe – chwilowe – że zdolność lutownicza zaraz mnie opuści i wrócę do limbu bezpłodnych prób i zużytego gazu... Przyznajcie, że w takich okolicznościach może człowieka ogarnąć przerażenie. Toteż właśnie ogarniętą takim przerażeniem błyskawicznie zmodyfikowałam projekt, na prostszy i szybszy do zlutowania – choć (mam nadzieję) niewiele skromniejszy w formie. Przyznać się muszę, że do decyzji tej przyczynił się także fakt, iż nadal nie rozgryzłam jak do kurzej stopy przylutować „pionową”, cieniuteńką cargę do „poziomej”, grubej bazy... (z chęcią otrzymam wszelkie porady i pomysły!!!!!!!) Na razie zadowoliłam się lutowaniem „poziom” do „poziomu” (tak na płasko...), ale cargom nie odpuszczę... przyjdzie ich kolej, oj przyjdzie! Tymczasem – pokonując brak cargi - dorobiłam z AC „uchwyt” na przepiękny Prenit – duszę Izoldy – i za pomocą (zlutowania!) srebrnego łańcuszka przymocowałam do bazy. Z efektu byłam tak zadowolona i podniecona i podekscytowana, że musiałam znowuż parę dni ochłonąć zanim wygotowałam całość w kwasku cytrynowym (aby pozbyć się brzydkich przebarwień odlutowniczych – hardcorowcy mogą używać do tego kwasu siarkowego... ja podziękuję), wyszlifować, zoksydować, wypolerować, wkleić kamienie i sfotografować – uff. A Wy podejrzewaliście mnie o nieróbstwo! Wstydźcie się! ;) Teraz macie – Izolda – już nie ta o złotych włosach, ale ta o białych dłoniach... – prawowita, choć nie wyśniona (kto czytał ten wie).

Oczywiście posiada kilka poważniejszych lub mniej poważnych niedociągnięć... - następnym razem postaram się lepiej. Wszak po to są następne razy :)

6 komentarzy:

Kathinna pisze...

Piękny naszyjnik!!

ew pisze...

Kasiu masz rację - piękny!!!

Kraina Srebrnych Kwiatów pisze...

Świetnie wyszło:)

maura sarabeth pisze...

No i wyszło pięknie! :)
Lutowanie to kwestia wprawy, a Tobie idzie bardzo dobrze :)

I popieram, czasem trzeba się porządnie zdenerwować, aby coś wyszło, sama tak mam ;P Ewentualnie odstawiam na później ;)

P.s. mam baaardzo podobny phrenit, tylko zagubił mi się w akcji ;)

zuzannasofia pisze...

Wielkie dzięki za przemiłe komentarze! I za cierpliwość i trzymanie za mnie kciuków i za wiarę w moje możliwości! Cieszę się, że założyłam tego bloga - reakcje z waszej strony dają mi niesamowitą motywację do pracy, do działania, naładowują energią!... A bardzo tego potrzebuję! Dzięki, dzięki, dzięki! :)*

Unknown pisze...

Jest możliwość kupna tego cudeńka?