środa, 1 grudnia 2010

Bluszcz, kropla słońca, muszelki i sztorm

Dobra – koniec z bimbaniem i lipnymi usprawiedliwieniami typu „bo synowi zęby idą”. Ale musiał mnie ktoś opieprzyć :) i w tej materii zawsze mogę liczyć na Justa – po tym właśnie poznać prawdziwą przyjaciółkę – że zawsze opieprzy kiedy trzeba :) Zatem: jeszcze połowiczno-listopadowe ale oczywista prezentowane z opóźnieniem 1) Ivyness, 2)Sundrop 3)Little Shell Fairy i (tadam) 4)Tempest.




W Ivyness możecie podziwiać pięknego, nieregularnego Howlita w odcieniach śródziemnego morza, który zdobyłam od Ggagatki na mym pierwszym Spotkaniu Krakowskich Biżuteryjek. Odkąd go ujrzałam zjawił mi się właśnie w uścisku srebrnego bluszczu – woda zastygła w listnych objęciach natury... – romantyczny i chropowaty.... – chyba pierwszy mój biżuteryjny projekt, który wyszedł dokładnie tak jak go sobie pierwej obmyśliłam :) duża satysfakcja :) Sundrop to reaktywacja jednej z mych pierwszych prób AC – srebrne koła starałam się wzorować na zamkniętych w bursztynie, pięknie migoczących w słońcu promienistych tarczach inkluzji – niestety zdjęcia mego autorstwa nawet po części nie oddają ich hipnotyzującego blasku – oczarowani, którzy dotknęli i ujrzeli. Little Shell Fairy i Tempest miały być kolczykami... - ówdy w zamierzchłych czasach, za górami za lasami lutowanie ich baz miało być bajecznie łatwe, proste i przyjemne... ale ktoś rzucił na nie zły urok (czasami wydaje mi się, że urok ów zły przeszedł i na lutówkę i na lut i na moje paluszki – a tffu wypluć przez lewe ramię i odpukać w niemalowane!) – lutować się za chiny ani nic innego ludowego nie chciały, w konsekwencji czego wylądowały ciepnięte w kąt szafki aż do czasu, kiedy piękna księżniczka o włosach koloru ciemnej czekolady, a oczach modrych jak błękitne diamenty... upraszczając – pierwej w natchnieniu morskiej bryzy (z pocztówki) z niewielką pomocą wakacyjnie upolowanych muszelek popełniłam symetryczną, harmonijną, klasyczną Małą Wróżkę, a jak mi wyszła tak ładnie (z wyjątkiem ukruszonej od przegrzania cargi – ale oficjalnie zrzuciłam to na karb kraba głodnego, który próbując odczepić muszelkę uszczerbił oprawę...) to z radości popełniłam Burzę – tym razem z Shakespear’owskich pobudek rozwichrzoną, niepokorną, dziką... i 'm rada :)

Sundrop na białej jak mleko, łabędziej szyi driady o bursztynowych włosach, która (gdy trza) potrafi opieprzyć jak nikt na świecie :)

2 komentarze:

Dysiak pisze...

Bluszcz jest super. I on to właśnie powinien łabędzia szyję driady ognistowłosej ozdobić, albowiem zieleń jego podkreśli piękno porcelanowej cery, tycjanowskich włosów i (mam nadzieję) zielonych oczu onej. Pozdrawiam.

Merry pisze...

Coś pięknego, coś pięknego...