Długo zastanawiałam się jak to ująć... bo nie do końca chodzi o jakość, piękno czy splendor. Wydaje mi się, że dobre i trafne byłoby tu określenie „design” (aktualnie wyświechtane i wypaczone na wszelkie możliwe strony i sposoby), którego z zasady nie lubię, aczkolwiek w tym przypadku idealnie oddaje mą myśl... a zatem – „design” (to co sami projektujemy dla własnej wygody i smaku... – O! smak! – to też jest dobre określenie – o ile oczywiście nie odbieramy go stricte kulinarnie ;)... a zatem – design/smak naszego życia kształtują święta. Wiem, że każdy kto to czyta zwizualizował już sobie choinkę, ale mi chodzi o święta w szerszym tego słowa znaczeniu – w znaczeniu „bazowym” – chodzi mi o wyrwę w strumieniu codzienności – o czas zabawy, bezużyteczności, karnawału, zamiany – właściwie o bezczas, bo wtedy (kiedy trwa prawdziwe święto) wszystkie doczesne sprawy powinny zostać zawieszone, zniknąć, wyparować... – wtedy przestaje się żyć a zaczyna „smakować życie”. A wiadomo – im staranniej przyrządzi się danie - im więcej czasu spędzi się na dobieraniu najlepszych składników, właściwych proporcji, odpowiednich przypraw... – tym lepiej smakuje i tym większą satysfakcję daje kucharzowi. (uwaga na przenośnie!) Uwielbiam gotować!
No i dlatego na trochę znikłam. Drako obchodził 30 urodziny i jak już wspominałam dość szybko zorientowałam się, że raczej nie ucieszyłby się z kolczyków tudzież wisiorka z AC... musiałam więc wykombinować coś innego dla mego drogiego TŻ (dygresyjka drobna – skrót „TŻ” znalazłam na wizażu (choć pewnie powszechny jest w necie, ale powiedzmy, że ja mało użytkowo netuję toteż nie spotkałam się z nim wcześniej) i ujął mnie za serce totalnie... no - wymyślili, ci co nie znali, co znaczy? Toważysz(ka) Życia! Piękne! Tak niesamowicie przestronny semantycznie, że można pod nim ukryć niezobowiązującą znajomość, partnera, przyjaciela, męża, konkubenta, bratnią duszę, brata, siostrę, współlokatora, domowego kota, psa, pchły (jeśli ktoś ma)... – jednocześnie nie wartościując (wszak powszechnie wiadomo, że pospolicie, językowo „mąż” stoi „wyżej” od „chłopaka”...), nie oceniając i nie przypisując dodatkowych funkcji poza tą jedną najistotniejszą – że ktoś jest Z NAMI. Że nie jesteśmy sami. No i pięknie brzmi – z delikatną patyną, z precyzyjną dbałością o to, co naprawdę się mówi.... Towarzysz Życia... - rozczuliłam się.) Wracając do „wątku głównego” – były 30 urodziny Draka i biżuteria (jak i blog i decoupage i wszystko poza Bernaszkiem :) musiała ustąpić miejsca przygotowaniom do tego święta...
Jedną z przedświątecznych czynności czasochłonnych było przyrządzenie zaproszenia ;)
Ale warto było, oj warto – kto uczestniczył, może poświadczyć (mam nadzieję) :) A jako, żem wyborową a wyborną kucharką jest, postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i przy okazji urządzić również sobie urodzinki (mam trzy dni po Draku hehe) - i tu (dziękuję wszystkim wytrwałym czytelnikom, którzy przebrnęli przez obszerny, a powyższy wstęp) pojawia się biżuteryjny powód, dla którego zdecydowałam się wspomnieć o osobistych przeżyciach świątecznych ;) Urodziny TŻ zorganizowałam w formie... nazwijmy to „zaawansowanej gry miejskiej ze spójnym scenariuszem” (dobra jestem, a co!), w której brały udział trzy drużyny, wykonujące zadania specjalne... Jednym z zadań pierwszej drużyny było kupienie mi kwiatów, drugiej zrobienie dla mnie kartki okolicznościowej wraz z wkładem słownym, zaś trzeciej odebranie mego prezentu-książki i wpisanie weń dedykacji :) Cobym, jak wybiorę się w listopadzie na Giełdę i Wystawę Minerałów i Wyrobów Jubilerskich :)P nie musiała się co chwilę pytać „przepraszam, a co to za kamień” ;)
Dla czytających dedykację - w urodzinowej zabawie występowałam jako "Najjaśniejsza Zuzanna Wspaniała" (umiem się docenić hehe) - stąd też monarchistyczne wtręty ;)
Jeszcze raz dzięki przemiłym darczyńcom (i poetom hehe)!
2 komentarze:
Spóźnione ale szczere - najlepsze życzenia urodzinowe :)
Ojej! Strasznie dziękuję! :)
... i posmak świąt trwa nadal...
cudownie!... :)
Prześlij komentarz