Jestem ciężka jeśli chodzi o egzystencję we współczesnym świecie. Towarzysko, społecznościowo i marketingowo – daleko za murzynami. Zaraz sami to przyznacie. Ale co ja poradzę na to, że patrzę i widzę i wiem (a przynajmniej tak mi się wydaje- po tej przeklętej „komunikacji językowej”!), że 90% rzeczy – eventów – wydarzeń – okoliczności... (sama nie wiem jak to ująć), które nas spotykają jest tylko ładnym sztafarzem ekonomiczno-marketingowej podpuchy. Innymi słowy chodzi tylko o to, by jak najwięcej (się) rozreklamować=sprzedać. I nie ma w tym nic złego o ile robi się to jawnie i świadomie, a nie pod przykrywką milusiano-słitaśnych podchodów... Nie chcę nikogo urazić i nikogo broń Boże osądzać, gdyż nie jestem w stanie czytać w myślach i nie znam osobistych intencji innych ludzi, żyjemy jednak w społeczeństwie, które zbyt łatwo poddało się „fałszywym mechanizmom krwiożerczego kapitalizmu” (niech życie „Capitalism – a love story” Mickela Moor’a) i łaknąc autentyczności i szczerości musimy być wiecznie czujni – czy to aby naprawdę, czy jednak kryje się pod tym drugie, ekonomiczne/marketingowe dno?... Tłumaczę konkretniej – ostatnio mój blog został dwukrotnie wyróżniony, przez inne blogerki – Imaginarium i Olgi Bogucewicz Moccate, które przyznały mi nagrody-znaczki „sunshine award” i „sweet friends” – za co serdecznie dziękuję... ALE – choć jest mi baaaardzo miło (toteż umieszczam linki do waszych blogów) nie wkleję tych znaczków w tym poście, jak zakłada owa „zabawa w przynawanie nagród”, gdyż warunkiem jest automatyczne przynajmniej ich innym 12 blogom i umieszczenie linków do niech na swoim blogu... – tu dla mnie zaczyna być podejrzanie i podchwytliwie – bo owszem, chcę dostać nagrodę, ale niekoniecznie chce ja od razu przyznawać innym i to aż 12! Ja nawet regularnie nie zaglądam na 12 różnych blogów, więc jak mam kogoś wyróżnić?! A nawet jakbym zaglądała, zbyt małe mam rozeznanie, aby szafować wyróżnieniami... (według jakich kryteriów?...) A jako, że jestem osobą podejrzliwą – zastanawiam się, czy te nagrody nie są jedynie owym słitaśnym, podchwytliwym sposobem rozreklamowania się (nawet jeśli ktoś nie jest tego w pełni świadomy), a co za tym idzie – czy przyznanie mi owych wyróżnień nie było podyktowane bardziej chęcią otrzymania własnego (patrz – zasady zabawy), niż autentycznym, szczerym i świadomym docenieniem mych wysiłków... Podkreślam – nie chcę nikogo urazić, do nikogo nie mam pretensji, nikogo o nic nie oskarżam i jeszcze raz bardzo dziękuję za wyróżnienia, z których (mimo wszystko co napisałam powyżej hehe) bardzo się cieszę!!! Po prostu lubię mieć pełną świadomość i żyć w pełnej szczerości – o co przy obecnych „mechanizmach społecznościowych” ciężko. Zatem zacytuję zdanie, które znalazłam na pewnym blogu (swoją drogą - jakbym miała przyznawać kiedyś wyróżnienia to bym mu przyznała ;) „Wyróżnienia są miłe ale – NIE DZIĘKUJĘ! Zapraszam jednak do zostawiania komentarzy!”. Święte słowa.
W ramach mej nieprzystawalności i nieprzystosowania nadmienię jeszcze, że ostatnio usilnie zastanawiałam się o co chodzi z tymi CANDY na blogach?... Już miałam zgooglować temat ;) kiedy natknęłam się na candy u znajomej biżuteryjki – mariselli – i wszystko stało się jasne! (nie tłumaczę bo zakładam, że tylko ja nie wiedziałam o co chodzi – a jak nie to również zaglądnijcie na candy do mariselli ;)) O ile nie pochwalam (ależ to pretensjonalnie zabrzmiało!) „wyróżnień” o tyle bardzo podoba mi się idea CANDY (choć nazwę mogłoby mieć mniej słitaśną ;)) – owszem jest aspekt reklamowy (tak to nazwijmy) ale także wynagrodzenie – bawić się może kto chce i kto respektuje warunki zabawy (a nie jak przy wyróżnieniach – niby dostałeś wyróżnienie, ale w sumie nie jest ono do końca twoje póki nie przyznasz go innym...). Zatem candy mają u mnie zielone światło! ;) Oficjalnie zgłaszam się na słodkości do mariselli i już po cichutku, pomalutku zaczynam knuć własne candy....
Słitaśnie!
PS. Zaczęłam przeglądać i oglądać i buszować i okazało się, że jest więcej CANDY na które (jako pierwszorzędnemu łasuchowi) pociekła mi ślinka... Więc za ciosem:
CANDY u KosimkART
CANDY u Sunflower
CANDY w Chałupkowie
5 komentarzy:
Chimero, to co napisałaś doskonale się wpisuje w mój światopogląd :) Trafniej bym tego nie ujęła. Zdarza mi się odwiedzać Twojego bloga i podczytywać, świetnie piszesz. A poza tym nie mogę się doczekać Twojego... słitaśnego Candy :) Pozdrawiam ciepło - Agnieszka (loquacee)
o nieee! ona nie chce znaczka na bloga... no i szlag trafił wyobrażenie słitaśnej Zuzinki biżuteryjki. Aspołeczna, zimna prawda wyszła na jaw. Moja Zuza:)
Agnieszko! serce rośnie, że są jeszcze na świecie ludzie podzielający poglądy me! Będziesz za to miała ekstra punkty w moim słitaśnym candy kiedy nadejdzie ;) Dzięki za miłe słowa!
***
Mall... - cała Twoja ;)P
przypadkiem tu natrafiłam i od razu mi się podoba :)) a myślałam, że tylko ja sama jedna nie mogłam pojąć idei cukierasów!
Hehe - bardzo mi miło :) dobrze nie czuć się osamotnionym w świecie blogerskich oczywistości ;) zapraszam do dalszego zaglądania - może jeszce coś nas łączy... ;)
Gorąco pozdrawiam!
Prześlij komentarz