poniedziałek, 12 września 2011

Czerwone korale jako znaki na niebie i ziemi

Tom wróciła! Jeden post na trzy tygodnie... - pocieszam się jeno, że skoro ja nie mam czasu pisać to inni nie mają czasu czytać :) i w ten sposób harmonia we wszechświecie zostaje zachowana :) A usprawiedliwię się - co mi tam (ostatnio ciągle się wszędzie z wszystkiego tłumaczę to mogę i na blogu ;P - nie miałam czasu pisać gdyż... robiłam (z pomocą dzielnego małża!) przywieszki do telefonów. Myślicie pewnie - przywieszki - pffff! - ani to biżut z prawdziwego zdarzenia ani robota - bo co to to tak rach ciach śmach i jest nim człowiek okiem mrugnie!... No to życzę sobie pomrugać 2110 razy :) Jak ja zobaczyłam 2110 idealnie okrągłych (fi 1,5cm) czerwonych koralików to myślałam, że prędzej z nich basen (a la te z piłeczkami dla dzieci) Bernaszkowi zrobię, niż ponawlekam na owe zawieszki co docelowo dla Małopolskiego Instytutu Kultury z okazji Brukselskich Dni Dziedzictwa Kulturowego Małopolski (tak tak zaczynam robić się biżuteryjką międzynarodową ;) być miały. Ale udało się! :) Żałuje tylko, że całego procesu należycie nie obfotografowałam (bo ten ogrom nie do wyobrażenia godzien był uwiecznienia ;) Zaprezentuję przynajmniej przykład pojedynczy (jak ktoś chce więcej - zapraszam do Brukseli :) I mówcie i myślcie co chcecie, ale dla mnie to kolejny opatrznościowy znak, że biżuterią (nawet w ascetycznej formie prostych, a efektownych przywieszek do telefonów!) powinnam zajmować się nie tylko hobbystycznie... tylko jak to realnie w życie wprowadzić?.... Cóż zacznę od założenia, że "chcieć to móc!" ;)

1 komentarz:

Kasia K. pisze...

Ło, szacun! :D