czwartek, 1 września 2011

327 swarów, nawrócenie, ja, Gombrowicz i dziękczynienie :)


Dałam ciała przyznaję... Dałam du*** -żo za dużo siebie na rzecz rzeczy codziennych i konformistycznych... Spieprzyłam. Stałam się za bardzo dorosła... Zarzuciłam studia doktoranckie, podjęłam pracę w Zakładzie Farmaceutycznym (jakże kurwa renomowanie to brzmi!), wynajęłam nianię do Berniego i zaczęłam przykładnie zapierdalać wieczorami rozważając kredyt na lat 30 tudzież 35...

Ja się czasami przerażam. Ja się czasami po prostu rozwalam. A potem nagle niby nie wiadomo skąd przychodzi zdziwienie - "ale jak ja się tu znalazłam? ale co ja tu robię psze pani?"...

Na szczęście Opatrzność to Opatrzność - nawet jeśli nie wyrzuciła mnie z brzucha mamy wprost na rozgrzane śródziemnomorskim słońcem kamienie Korculi (za co boczę na Nią trochę do dziś) - wciąż jest MOJĄ Opatrznością i nie da mi zginąć... przynajmniej nie marnie ;) Sprawiła, że od pewnego dobrego Człowieka dostałam zamówienie na 109 kompletów swarów na biglach + wisiorki na łańcuszkach... w pudełeczkach słodziutkich. I jak za swarami przepadam nie bardzo (za prosto się je jak dla mnie na te bigle nawleka ;) tak majstrując przy owych 327 sztukach idealnie oszlifowanego szkła, radośnie błyskającego mi po pokoju pełnym spektrum kolorów przypomniałam sobie co tak naprawdę kocham i do czego czuję się powołana. Zatem zaczynam raz jeszcze. Przepraszam! - KONTYNUUJĘ - i mam nadzieję, że tym razem potrwa to trochę dłużej niż za pierwszym ;) Wracam do blogowania o biżutach z mocnym postanowieniem nadrobienia zaległości i świetlanymi widokami na przyszłość :) Co prawda koncepcja bloga mi się trochę zmieniła... jak i cały światopogląd ogólnie (widać to chociażby po nowych Intencjach - po prawej u góry) ;) ale cóż - widać jestem bohaterką dynamiczną... - a takich życiorysy wychodzą zawsze ciekawie :)

To na smaczek: pierwszy, najpierwszy w życiu mym twórczym "napalcnik" - Lazy afternoon/ Leniwe popołudnie - czas, który pozwala odpowiednio smakować i przemyślać życie:



Kot nazywa się Gombrowicz (tak - od TEGO Gombrowicza) a kawa jest oczywiście Vergnano :)

PS. Dziękuję Hebbe i Agnieszce i Wszystkim Wam - cierpliwym, ciepłym i serdecznym, którzy wytrwale namawialiście mnie do wyjścia z ciszy! Poczucie, że nie jest się samemu naprawdę dodaje nadludzkich sił! Dziękuję!

9 komentarzy:

Anna Yrsa Jaroszewicz pisze...

Zawsze wokół są wspaniali ludzie:-))

zuzannasofia pisze...

Zaprawdę! Ale nie zawsze się ich dostrzega... dlatego dobrze coby się od czasu do czasu sami przypominali ;) Dzięki!

loquacee pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Aguś pisze...

No nareszcie Babo!

Kasia K. pisze...

No! Bo mi się w czytniku aż blog zakurzył ;)

Hebbe pisze...

Super:)... i napalcnik i to, że wracasz;)

Agnieszka pisze...

No nareszcie, coś się dzieje!!!

Ana Matusevic pisze...

Been there, done that! Super, że wracasz :) ja też musiałam podjąć jakiś czas temu kilka trudnych decyzji, z rezygnacją pracy w korpo włącznie. Ale nie żałuję :) No pasaran!

ARTCORE SILVER pisze...

Uroczy ten "napalcnik" ma klimat leniwego popołudnia :)