Okazało się, że Moja Kochana Mała, a ostatnimi czasy Straszna Maruda ma pleśniawki. Dokuczliwa dolegliwość (nie wiem sama dla kogo bardziej – dla Małych Marud czy ich mam...) dość powszechna w okresie pchania do otworu gębowego wszystkiego co wpadnie w łapki – na szczęście łatwo uleczalna za pomocą dostępnego w aptekach bez recepty Aphtinu. Zakupiłam zatem ów Aphtin i z wrodzonej przezornej ciekawości (lub z dobrych nawyków czytelniczych) zaczęłam studiować ulotkę: „...roztwór do stosowania w jamie ustnej. Czteroboran sodu.” Najpierw pomyślałam, że lutowanie już zupełnie uderzyło mi do głowy, a w połączeniu z ostatnio nieustannym, pleśniawkowym buczeniem Biednej Marudki doprowadziło do pomieszania zmysłów mych. Wszak „czteroboran sodu” to nic innego jak borax vel abdek vel lutówka – które są (lub raczej „który jest” – czteroboran sodu) według męża mego (a wiadomo, że mąż prawdę ci powie) rakotwórcze, toksyczne, trujące i przerażające (to już sama dodałam). Wpierw pomyślałam, że musiałam coś pomylić... ale sprawdziłam jeszcze raz i rzeczywiście – borax to czteroboran sodu, a Aphtin to czteroboran sodu (choć oczywiście w różnych stężeniach). Kiedy minęło przerażenie i racjonalne argumenty (te odnoście stężeń) uspokoiły me matczyne serce wpadłam w nastrój metafizyczny – więc jednak biżuteria ma coś wspólnego z macierzyństwem! Więc jednak w wyższym porządku czas spędzony z palnikiem gazowym łączy się z czasem wymachiwania grzechotkami wspólnie tworząc idealną pełnię szczęśliwego istnienia! Więc jednak moje dziecko nie przeklnie mnie, że całej swej siły i energii nie poświęcam wyłącznie jemu (a wszak powszechnie wiadomo, że jako matka polka powinnam zaprzeć się samej siebie i zatracić w totalnej nadopiece), lecz współweselić będzie się ze mną i razem docenimy Boży dar – czteroboran sodu – który nie dzieli, lecz łączy!
Amen!
Trzy objawienia czteroboranu sodu ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz